Rozgrzeszanie produktów czyli leanwasching atakuje

Rozgrzeszanie produktów czyli leanwasching atakuje
tekst Mateusz Leoński, ekoj.pl
fot. clarence, sxc

W ostatnim czasie możemy zaobserwować wyraźny wzrost zainteresowania konsumentów produktami ekologicznymi, naturalnymi, przygotowywanymi bez chemii i w oparciu o stare, sprawdzone receptury. Trend ten, zapoczątkowany przez wąskie grono świadomych osób, zdobywa coraz większe zainteresowanie ze strony tych, którzy dotychczas korzystali wyłącznie z konwencjonalnych, najczęściej korporacyjnych produktów. Często jest to chwilowa fascynacja pod wpływem "mody na eko", jednak coraz więcej nabywców zaczyna konsumować bardziej świadomie, dbając tym samym nie tylko o swoje zdrowie, ale także o dobrostan otaczającego ich świata. I bardzo dobrze! Trwajmy w tym eko-postanowieniu, mimo że nie jest to łatwe. Choćby dlatego, że efektów zdrowotnych nie widać często od razu. Robimy jednak takim postępowaniem wielką przysługę kolejnym pokoleniom. Wychowując nasze dzieci w duchu eko dbamy o ich zdrowie i lepsze samopoczucie, jak również budujemy świadomość przyszłych dorosłych, którzy będą decydowali o losach świata. Myślę, że choćby dlatego warto być eko. Ale żeby nie było tak pięknie i łatwo, coraz częściej stają naprzeciw nas wielkie korporacje spożywcze z potężnym orężem w postaci ogromnych nakładów na działania marketingowe. I, jakże by inaczej, korporacje te szybko odkryły potencjał tkwiący w takich słowach i wyrażeniach jak "ekologia", "bez chemii", "bez konserwantów", "mniej cukru", "bez cukru", "z naturalnych składników", "zielone", itd. itp. Tym samym staliśmy się odbiorcami niezliczonej ilości reklam, które wykorzystują te miłe dla naszych spragnionych natury dusz, słowa. Przykłady można mnożyć. Serki (w których twaróg jest w postaci sproszkowanej lub nie ma go wcale), zupki (które świeżych warzyw na oczy nie widziały), wędliny (w których rzadko kiedy mięso przekracza 90%, a to i tak niezły wynik). Witajcie w świecie leanwashingu!

Co jakiś czas, chciałbym prezentować reklamy produktów spożywczych, które odwracając kota ogonem, próbują robić nas - konsumentów w konia. Wybór czysto subiektywny, opierający się w dużej części na mojej osobistej irytacji po zaserwowaniu mi tego typu reklamy. A zatem - do dzieła!

Trochę ponad dwa miesiące temu rozpoczęła się kampania produktów śniadaniowych firmy Nestle, której twarzą została aktorka Anna Przybylska. Główną osią owej kampanii jest hasło "Mniej niż 9g cukru na porcję". W portalu Wirtualne Media można przeczytać, że producent położył nacisk na ten komunikat, ponieważ z jego badań wynika, iż obecność cukru w produktach spożywczych jest najczęstszym tematem dyskusji wśród matek na forach internetowych. Dobrze że mamy martwią się o swoje pociechy i nie chcą ich od małego uzależniać od cukru. Oczywiście, jest on niezbędnym składnikiem naszej diety, jednak - jak do wszystkiego - również do cukru powinniśmy podchodzić w sposób rozsądny. Wracając jednak do meritum. W materiałach reklamowych z omawianej kampanii wyraźnie zostało wyeksponowane hasło stanowiące jej clou: "MNIEJ niż 9g CUKRU na porcję*". Tak, dobrze widzicie - na końcu znajduje się symbol "*", którego obecność zazwyczaj nie wróży nic dobrego, tym bardziej w reklamie ;) Schodzimy zatem na dół i, z pomocą lupy (inaczej się nie da - normalne), czytamy: "Przeciętna zawartość cukru w 30-gramowej porcji bez dodatku mleka (...)". Nie upieram się, że mleko być musi, wszak mnóstwo dzieciaków wsuwa słodkie chrupki śniadaniowe bez niego. Łatwo jednak policzyć, że średnia śniadaniowa porcja to nie jest 30g chrupek, ale co najmniej 60g. Wówczas w takiej bezmlecznej porcji mamy już 18g cukru. Mała łyżeczka to ok. 5g. Jeśli zapodamy więc dziecku normalną 60-gramową porcję płatków Nesquik na śniadanie, uraczymy je tym samym prawie 4 łyżeczkami cukru. Białego, dającego energetycznego kopa, który natychmiast podnosi poziom cukru we krwi, by po kilkunastu minutach gwałtowanie opaść i sprawić, że naszprycowane nim dziecko zacznie robić się senne. Przypomina mi się piosenka Kazika z albumu "Oddalenie" - "Czy wy nas macie za idiotów". No właśnie, bo chyba inaczej nie można nazwać próby wmówienia odbiorcom reklamy, że fajne jest podanie dziecku takiej ilości cukru na śniadanie.

 

test


Pin It


Komentarze